środa, 28 stycznia 2015

Pierwszy tydzień.

Mój wyjazd i plan na najbliższy czas, zmieniał się o 360 stopni już wielokrotnie. Więc na tą chwile jestem w Cancun, dziś lecimy na Kubę w 4 osoby :)

Bilet do Meksyku kosztował około 1700 złotych, Condorem. Można szukać jakiś fajnych cen i promocji, czasem uda się nawet trafić coś taniej. Na Kubę mamy bilet za około 300 dolców - jakbyście mieli jakieś techniczne pytania, służę pomocą.. choć tak naprawdę jeszcze niewiele wiem..

Lot z Warszawy do Frankfurtu przebiegł dość sprawnie, później wyczekiwanie na połączenie do Cancun. W samolocie lecącym 12h poznałam Fabiana, Chilijczyka wracającego z rozmowy rekrutacyjnej w Europie. Bardzo przyjemny gość, którego zdążyłam upić tuż po wylądowaniu :) Polska wódka łączy ludzi!

Dni w zasadzie lecą jak szalone, dzięki uprzejmości Michała - Polaka mieszkającego już 2 lata w Meksyku, którego udało nam się wyhaczyc na couchsurfingu, możemy przeczekać ten czas na Jukatanie, wyczekując lotu na Kubę. Przeczekać to dość dobre określenie, ponieważ nie podoba mi się Cancun. Czujesz się jak w Międzyzdrojach albo na Monciaku w słoneczny, lipcowy weekend. Najlepiej połączony z jakimś festiwalem . Całe miasto żyje z turystyki, ludzie zaczepiają cię na każdym rogu oferując wszystko i nic. Aż strach pomyśleć, co tu się dzieje w pełnym sezonie, bo na obecną chwilę, jest tu "zima". Aha! I jeszcze mają mnie za Rosjankę!!!

Pogoda jest znośna, temperatury sięgają 30 stopni, jest dość wietrznie. Noce są chłodne na tyle, że żałuję, że mam tylko jedną rzecz na długi rękaw :D

Czas upływa na jeżdżeniu na rolkach, które zabrałam w swój 45 litrowy plecak, snorkelingu w rafie nieopodal Tulum, graniu w siatkówkę i jedzeniu, które jest tu mega tanie. Za 100 pesos, czyli około 25 złotych można się najeść najlepszych tacos, burrito w olbrzymiej ilości! Spokojnie wystarczy dla 2-3 osób. Najbardziej klimatycznie jest w budkach na mieście, gdzie jakaś babcia sprzedaje za dosłownie 2,5 zł najlepsze jedzenie w okolicy, które jest oczywiście cholernie ostre :)  Lokalsi są uśmiechnięci, życzliwi. Jednak to miejsce nie jest dla mnie.

Rolki to oddzielny temat, bo jak wiadomo niektórym, nauczyłam się na nich jeździć w październiku! I nie było by tak źle ze mną, gdyby nie fakt, że nie umiem jeszcze dobrze się zatrzymywać.. Już 2 dnia zaliczyłam koncertową glebę na asfalt.. Trochę potłuczona przejechałam tego dnia z 30 km. Wczoraj natomiast, lekko rozmiękczona rumem pojechałam kawałek.. by dziś, przed samym wylotem na Kubę, borykać się ze stłuczonym/wybitym/złamanym? łokciem :) Nie będzie tak źle, mam nadzieję :)

Pisząc nam, nas.. mam na myśli Aleksa - kumpla z Sopotu ( http://lec-gou.blogspot.mx ), wraz z Jego kompanem z La Ventany - Martinem. Oni podobnie jak ja, postanowili wyruszyć w podróż z biletem w jedną stronę. Zmieniając swoje dotychczasowe życie, pracując jako wolontariusze w różnych miejscach na świecie.

Jest też albo przede wszystkim Kamil, który zaraził mnie pasją do rolek. od 3 miesięcy mieszkający na Kostaryce. I to z Nim będę kontynuowała swoją podróż. W zasadzie jeszcze nie wiadomo gdzie :)

Dziś żegnamy kolorowy Meksyk na chwilę, spełniając swoje marzenia o pobycie na Kubie. Może moja ręka, a w zasadzie łokieć nie popsuje mi planów, związanych z szukaniem szczęścia na tej wspaniałej wyspie.

Trzymajcie kciuki!
Alina







2 komentarze:

  1. Jasne ze bede trzymala kciuki!!-lokiec pewnie wybity !!-dasz rade !!-przezyjesz!!-(ochraniacze)-powodzenia !!-buziaki!!-osobiste dla Kamila!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!! Oby jak najwiecej pozytywnych wrazen i turbo wspomnien!! :)

    OdpowiedzUsuń